niedziela, 30 grudnia 2012

II

     Stawiając kolejny krok drżę coraz bardziej. Co jak przepaść jest nadal przede mną, a ja jej nie zauważę? Jak długo będę jeszcze trzymana w niepewności?
     Znajduję się w bardzo dziwnym miejscu. Czerwony świat. A może jestem w piekle? Może ta przepaść już była wcześniej i ja nawet tego nie zauważyłam i spadłam i umarłam? Ja nie żyję? Czerwień. Nigdy w życiu nie widziałam tyle odcieni czerwieni. Zaczynam zapominać jak wyglądały inne kolory, pogodniejsze. Jak wyglądał na przykład zielony? Czy był ciemny czy jasny czy taki i taki? Jest to ciepły kolor czy zimny? Aaa! Mam dość! Chcę się wydostać z tej chaotycznej pułapki. A może jestem w próżni? I w nieskończoność będę pałętać się po tym zagadkowym świecie ze strachem, że zaraz spadnę? Czy to tak wszystko naprawdę musi wyglądać? Czuję, że łzy zaczynają cieknąć mi po policzku, boję się bólu, cierpienia, jeszcze większego strachu. Z całej siły uderzam kolanami o podłogę, zaczynam coraz bardziej płakać, kiedy czerwony dym unosi się w górę i rozpływa się w powietrzu. Zamykam oczy.
     -Przysięgam, że się poprawię!- zaczynam krzyczeć panicznym głosem.- Poprawię się! Gdy tylko wstanę będę miła, grzeczna, przestanę wagarować, nie będę nienawidzić brata, będę słuchać rodziców! Poprawię się! Przysięgam.
Moje krzyki trwają, trwają i trwają. Nic się nie zmienia.
     Otwieram oczy. Jest jeszcze gorzej. W przestrzeni unoszą się jeszcze moje dźwięki. Odbijają się po kolei od czerwieni. Ale czy to jest możliwe? A może to znak, że powinnam biec, może gdzieś tu są drzwi, wyjście?
     Biegnę co sił w nogach. Moje łzy już zastygły, a nowych przestałam produkować.
     Po kilku minutach zatrzymuję się. Widzę jakiś ciemniejszy kolor, czy to jest czerń? A może to szarość? Powolutku podchodzę, powoli, powoli. Z wyczuciem stawiam kolejne kroki, kiedy jestem już na odległości 30 cm od tego tunelu zatrzymuję się. Tunel. To jest tunel. Czy to jest jakiś znak? Tam może być światło, musi być światło, bo na końcu każdego tunelu jest światło i koniec kropka.
-Jest tam ktoś?- bezpieczności nigdy za dużo, ale z drugiej strony czy odpowiedziałby mi ktoś?
Cisza.
     Delikatnie podnoszę prawą nogę czując ciężar buta na swoim ciele. Jestem już w połowie, zaraz postawię pierwszy krok. Dwa centymetry do podłogi, już prawie, już prawie.
-Aaaaaaaaaaaa! Co się dzieję? Ja spadam! Ja lecę!
Krzycząc spadam cały czas w dół, spadam, spadam i spadam. Jak to się skończy!? Ja nie chcę jeszcze umierać! Chyba, że już umarłam to w sumie co mi tam, nic mi się nie stanie jak przywalę sobą o ziemie.
     -Pobudka wstać!-rozbrzmiał cudowny głos.
Gdzie ja jestem? Czy jestem już w niebie? Otwieram oczy. Jakaś jasność zawitała?
     Czekaj. Stop. To mama, a tam Damian grzebie w moich płytach. Czyli, że ja żyję? To był tylko sen? Jak dobrze, że to był tylko sen! Zaraz, Damian grzebie w moich płytach!
-Wynocha mi stąd! Zostaw te płyty! W tej chwili cię nie ma!- zaczęłam wydzierać się na brata.
-Taa, jasne. Moja cudowna siostrzyczka wstała.-odprysknął się Damian.
-Wyluzowałabyś się trochę, daj mu spokój, pozwoliłam mu.-zaczęła uspokajać nas mama.
-Co!? Pozwoliłaś mu dotykać nie swoich rzeczy!? Jakim prawem!?-teraz moja złość przeszła na mamę.
-Nie mam już słów do ciebie, jesteś taka sama jak twój ojciec!- w płaczem w oczach powiedziała mama i wybiegła z pokoju, a zaraz za nią Damian.
Jak to jestem taka sama jak ojciec..? Ojciec przecież był wredny, nie kochał nas i pokazywał swoją złość krzycząc, później doszedł jeszcze pas. Jeju, jaka jestem wściekła, najchętniej rozwaliłabym wszystko co wpadnie mi do ręki.
     Minęło kilkanaście minut zanim zdałam sobie sprawę co się właśnie stało. Jestem arogancka, wredna i taka jak mój ojciec. Obiecałam, przysięgałam, że się zmienię, żeby tylko móc żyć dalej, a ja co robię? Wydzieram się na brata i doprowadzam mamę do płaczu? Jestem bezczelna, muszę im wynagrodzić to co zrobiłam przez te kilka lat, mieli ze mną piekło, ale ja się poprawię, zmądrzeje, nie będę już taka jak wcześniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz