środa, 30 stycznia 2013

IV



            Codziennie kładąc się spać boję się do końca położyć głowę na poduszce, boję się, że zasnę, a kiedy się obudzę nastanie kolejny dzień, który będzie jeszcze gorszy od poprzedniego. Tak jest codziennie, paranoja. Nie umiem wyjść z błędnego koła, ugrzęzdłam tu już na zawsze. Jeszcze kilka tygodni temu łudziłam się, że pewnego dnia to się zmieni, ale prawda jest taka, że w tej opowieści nie zapowiada się na szczęśliwe zakończenie ze wspaniałym love story w tle. Szkoda. Zawsze marzyłam o idealnym chłopaku, z którym spędzę wiele romantycznych chwil. Moje życie jest nudne, nie poukładane. Kiedy wydaje się, że jest dobrze to zaraz wszystko się wali, nie umiem poradzić sobie z rozwiązaniem moich problemów, a najbliżsi też mi tego nie ułatwiają, wręcz przeciwnie, dodają ich coraz więcej.
            Jak co dzień wstałam rano i z zrezygnowaną miną poszłam do kuchni zrobić sobie jakieś śniadanie. Zamiast spróbować cieszyć się tym, że na polu świeci słońce ja znowu martwiłam się tym jak skończy się dzisiejszy dzień. Pewnie dowiem się, że ktoś umarł albo jeszcze lepiej, ja umrę, jestem dość pesymistycznie nastawiona do życia. Na zegarku 6.55, trzeba iść.
            Wchodząc do szkoły zamknęłam szeroko oczy, policzyłam szybko w myślach do 10 i z uśmiechem weszłam do klasy. Czas udawać szczęśliwą dziewczynę, która jest wiecznie zadowolona z życia i zapewne nie ma żadnych problemów.
-Czeeeeeeeeeeeeść!- trzeba rozedrzeć się, żeby wszyscy wiedzieli, że przybyłam.
W odpowiedzi widzę tylko zaspane twarze, które nie mają ochoty się rozbudzać. Codziennie produkuję się, żeby rozweselić wszystkich z rana, ale dzisiaj nie mam sił. Siadam na parapecie, wyciągam książkę i mp4, nastawiam na ulubioną piosenkę i biorę się za lekturę. Dzisiaj nie obchodzi mnie cały świat, obchodzi mnie tyko fabuła książki.
            Mijają kolejne minuty, a ja wciąż czytam pierwszą stronę, która wydaje mi się całkowicie bezsensu. Nic się nie trzyma kupy albo to ja jestem jakoś wyjątkowo rozkojarzona. Chciałabym zmienić coś w swoim życiu, wziąć się za swoje życie, zacząć po prostu żyć, ale za bardzo boję się porażek, dość mam tego, że z dnia na dzień mam mniej energii, większa czy mniejsza porażka na pewno wypędzi resztki tego co jeszcze we mnie pozostało.
            -Która jest godzina?- zapytałam wszystkich obecnych ściągając słuchawki z głowy.
Brak odpowiedzi. Wszyscy tak samo jak ja mają dzisiaj gorszy dzień, wyłączają się i błądzą w myślach próbując poradzić sobie z przytłaczającym światem. Jeszcze nie wiedzą, że to co robię do niczego ich nie doprowadzi, myślenie nie pomaga w niczym, utrudnia wszystko bardziej, znajdujemy nowe wątki w sprawie, które nie są wcale pomocne, komplikują wszystko co wcześniej wymyśliliśmy. Lepiej nie myśleć, zostawić problem. W końcu wyparuje.
            Rozglądam się bez emocji po całej klasie. Od dwóch lat nic się tutaj nie zmieniło. Zegar dalej krzywo wisi przy drzwiach. Tablica jest cała w rysach, ze ścian odpada tapeta. Tablice korkowe trzymają się na ostatnich śrubkach, a sufit wcale nie przypomina sufitu. Dopiero po paru sekundach uświadomiłam sobie, że prawie wszyscy już są. Patrząc leniwie na zegar zobaczyłam, że lekcja się już powinna zacząć, zeskakuje więc z parapetu i idę w kierunku mojej ławki. Witam się z uśmiechem z koleżanką, która siedzi ze mną od roku, siadam i czekam na nauczyciela. W głowie mam tylko myśl, że za 7 godzin znowu będę mogła wrócić do mojego nudnego i spokojnego życia. Teraz muszę udawać szczęśliwą dziewczynę, która zawsze wszystkich pocieszy i wszystkim pomoże. Tylko 7 godzin i koniec tortur, ale dam radę. Wytrzymałam już tak dużo wytrzymam i te kolejne kilka godzin.
            Dzwonek zadzwonił. Wszyscy nerwowo rzucili się do drzwi, żeby zdążyć na autobus tymczasem ja spokojnie zaczęłam się pakować, kątem oka obserwowałam jak zmienia się stan klasy, a kiedy wszyscy już wyszli z mojej twarzy zniknął głupawy uśmieszek i pojawiło się przygnębienie, koniec na dzisiaj, czas wracać do brutalnej rzeczywistości. Wychodząc potknęłam się o próg, oczywiście poleciałam na twarz i standardowo wszystkie moje książki rozwaliły się po całym korytarzu. Wiedziałam, że teraz w szkole nie ma już nikogo oprócz mnie i pani sekretarki, więc nie spieszyłam się do wstawania. Wydaje mi się, że własnie w tym momencie coś co trzymało mnie przy życiu pękło i rozwaliło się na miliony kawałków. Po moim policzku zaczęły spływać kolejne łzy, ale nie przez to, że przewróciłam się, przecież i tak mnie nic nie boli, a książką też nic nie będzie.
-Mogę ci jakoś pomóc?- usłyszałam głos męski, znajomy, delikatny i spokojny.
Moja głowa automatycznie powędrowała do góry, niezauważalnie wytarłam ręką łzy, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Dzięki, poradzę sobie.- odpowiedziałam swoim ‘szkolnym’ tonem.
-Nie wygłupiaj się, daj rękę!- powiedział przystojny brunet, w którym byłam zakochana od pierwszej klasy.
Podając rękę uśmiechnęłam się, miło podziękowałam, a Wiktor zaczął podnosić moje książki z podłogi.
-Trzymaj.- powiedział podając mi je.
-Dziękuje jeszcze raz, niezdara ze mnie.- mówiąc to od razu skatowałam się w głowie, skoro zaszło wszystko tak daleko powinnam poprowadzić dalej rozmowę. Wkładając książki do torby zaczęłam nawiązywać kontakt- a co ty jeszcze w szkole robisz, przecież wszyscy zazwyczaj zaraz po lekcjach lecą na autobus.
I dopiero gdy całkowicie podniosłam głowę do góry zorientowałam się, że jego już nie ma. Jasne, przecież to nie miało być love story, a nawet jeśli to nie ze szczęśliwym zakończeniem.
            Siedząc w autobusie zastanawiałam się jakie zmiany mogłabym wprowadzić do swojego życia aby było lepiej, żebym w końcu mogła poczuć się spełniona. Jedyna rzecz jaka przyszła mi do głowy była zbyt trudna do spełnienia, ale wiedziałam, że właśnie od niej muszę zacząć, inaczej nie ruszę się z miejsca. Mianowicie moje nastawienie nocne. Wiem, że muszę przestać bać się dnia jutrzejszego i tak niczego to nie zmieni, będzie tak samo, a poprzez to dodaje sobie stresów dnia teraźniejszego. Ale jak pozbyć się strachu?
            Leżę w łóżku, a raczej pół leżę. Opieram się na łokciach i patrzę się przed siebie przy zaświeconej lampie. Staram się nie myśleć o niczym, ale siłą rzeczy w mojej podświadomości krążą bezwładnie myśli, które są nowe bądź tkwią tam już jakiś czas. W mojej głowie odbywa się właśnie walka pomiędzy tym co robiłam zawsze, a tym co chce zrobić dzisiaj. Wydaje mi się, że zawsze jest silniejsze, w końcu było od zawsze. Dzisiaj jest strasznie słabe, nie radzi sobie, z każdą kolejną sekundą przegrywa, opada z sił, traci nadzieje. Aż w końcu poddaje się. Ja wstaje z łóżka i idę po tabletki nasenne, pewnie znowu dzisiaj nie będę mogła zasnąć.
            Kolejny dzień. Zanim jeszcze poszłam wczoraj spać natknęłam się w Internecie na tak zwane przykazania mądrości tego świata O. Bocheńskiego. Stosując się do nich życie każdej osoby będzie bardziej kolorowe i będzie przynosić więcej korzyści. Jedno z nich zapamiętałm sobie najbardziej, codziennie rano zanim jeszcze otworzy się powieki mówić sobie ‘Świetnie jest’ nawet jak się wie, że nie jest to i tak to robić, podobno daje to jakiegoś mocnego kopa na cały dzień, trzyma przy życiu takich jak ja, którym przydałaby się resuscytacja. Nieważne, idę do szkoły, dzisiaj tylko 6 godzin udawania kogoś kim nie jestem.
            Znowu ten ostatni dzwonek, znowu wszyscy wybiegają, a ja spokojnie dopakowywuje swoją torbę i spacerkiem pójdę na przystanek na kolejny autobus. Moja mina już zaczynała się zmieniać, kiedy zobaczyłam, że Wiktor siedzi smutny w ławce. I teraz jak za dotknięciem czarodziejskiej pałeczki w mojej głowie pojawiły się dwa ludziki, jeden mówił, że powinnam jechać do domu, a drugi kazał mi do niego podejść. Odkąd pamiętam robiłam to co powinnam, mówiłam sobie wczoraj, że chce zmienić swoje życie, może to jest najlepsza szansa, a druga się już nie zdarzy. Idę, dam radę.
-Hej..- zaczęłam i właśnie dotarła do mnie taka informacja, że nie mam pojęcia co powiedzieć.-słuchaj.. Tak sobie pomyślałam. Widzę, że jesteś coś smutny, wczoraj mi pomogłeś to ten.. Może ja ci mogę dzisiaj jakoś pomóc?
-Oo, Asia. A ty nie poszłaś na przystanek?- zignorował co mówiłam czy w ogóle nie usłyszał mojej paplaniny!?
-Nie, nie, ja mam inne sposoby, nie ma się co spieszyć, więc wracam późniejszymi autobusami. A wracając do twojego smutku, powiesz mi o co chodzi? Może mogłabym ci jakoś doradzić?
W odpowiedzi miałam uśmiech oraz krótkie pytanie: może pójdziemy na herbatę?
            Chyba nie muszę pisać jak to się później wszystko skończyło. Jednak jest love story, romantyczne spacery, spotkania, pierwszy pocałunek, nocne randki co równa się wymykaniu z domu. W nocy chodziłam spać jak najszybciej, żeby jak najszybciej był ranek i żebym mogła znowu zobaczyć Wiktora. Wszystko pięknie, z tej opowieści można wywnioskować wiele refleksji. Kiedy myśli się, że naprawdę jest fatalnie to przychodzi taki moment, że wszystko się naprawia i jest cudownie. Kiedy powie się rano, że jest świetnie faktycznie życiu dodaje się mnóstwo pozytywnej energii i przede wszystkim trzeba odejść czasami od norm i od robienia tego co wypada co się powinno, trzeba czasami zaszaleć, żeby życie nie było zbyt nudne. Życie jest jednak piękna. Cudowne.
            -Wstawaj! Asia, obudź się, bo spóźnisz się do szkoły. Pobudka!
Te słowa rozbrzmiały po całym pokoju. Obudziłam się. Ale doszłam do wniosku, że lubię sen. Mogę poczuć się wtedy wspaniale. Wszystko co powiem ma sens, a moim chłopakiem jest najprzystojniejszy chłopak w szkole. No tak, to sen, błędne koło trwa, ale uśmiecham się. Sama z siebie, nie udaje, dostrzegam rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi, na polu jest brzydko, woda pomieszana ze śniegiem, ale kiedy popatrzymy wyżej zobaczymy, że świeci słońce. Może dzisiaj pójdę optymistycznie nastawiona do życia, może to coś zmieni, a może nie.

sobota, 5 stycznia 2013

III

     -Proszę, chyba ci coś upadło. To twoje?- podnosząc z ziemi jakąś ulotkę podaję ją dziewczynie, której jakoś wcześniej nie znałam.
-Tak moje, dz-z-ięku-uję.-odpowiedziała ze strachem w oczach.
Pomyślałam sobie: 'Co jej jest' i wtedy podbiegła do mnie Magda z Kamilą, które były dość czymś zdziwione.
-Co robisz!?- zapytała Magda.
-Daj jej spokój, na pewno jest to część jakiegoś szatańskiego planu.- odgadała jej Kamila-mam rację?
-Jakiego planu?- wtrąciłam.
-No twojego.
-Nie rozumiem, o co wam chodzi?
-To my nie rozumiemy ciebie. Jesteś jakaś inna. Wyspałaś się w ogóle dzisiaj?-zaczęła drążyć Kamila.
-A czemu miałabym się nie wyspać?- pytanie za pytania, a tak naprawdę to zaczęłam zastanawiać się nad tym jakby tu uniknąć tematu mojego dzisiejszego snu.
-Bo zdajesz się jakbyś była nieprzytomna.-wymamrotała Magda.
-Nieprzytomna? Przecież jestem normalna.
-To czemu podniosłaś ulotkę tej dziewczynie?- zapytała uszczypliwie Kamila.
-Bo jej upadła.
-I że mamy ci niby uwierzyć, że zrobiłaś się nagle dobra?- znowu ten niemiły ton Kamili.
-Dziewczyny, nie mam teraz czasu na takie rozmowy, idę do klasy.- odpowiedziałam i starałam zniknąć im z oczu.
     -Ktoś coś wie o Kongresie Wiedeńskim?- cisza.
Tak zazwyczaj wygląda lekcja historii z panem Maciejewiczem. On o coś pyta, nikt nie zna odpowiedzi, więc zrezygnowany sam sobie odpowiada łudząc się, że ktoś go słucha. Na szczęście dla nas, a dla mnie dzisiaj to specjalnie. W końcu miałam czas na przemyślenie tego i owego. Ta dzisiejsza noc dużo zmieniła w moim życiu, chociaż w sumie nie noc tylko sen, dał mi dużo do myślenia, czemu? Sama nie wiem, ale chyba chcę być dobra. Nie chcę, żeby wszyscy kojarzyli mnie jako wredną sukę, która nienawidzi wszystkich, nawet swoje najlepsze przyjaciółki. Chcę, żeby wszyscy myśleli, że jestem bystrą, inteligentną i przede wszystkim miłą i sympatyczną dziewczyną, której nie da się nie lubić. Ale czy to jest proste? Tak praktycznie w mgnieniu oka zmienić opinię, którą kształtowało się przez całe życie? W końcu ja od zawsze byłam wredna, czy przez jeden sen mogę być dobra? Moje postanowienie noworoczne, będę dobra, zmienię się. Sprawię, że do 2014 wszyscy mnie polubią, ale czy to będzie takie proste jak się wydaje? Pewnie nie, ale w postanowieniach trzeba mierzyć wysoko. Boję się tylko jednej rzeczy, ich nikt nigdy nie dotrzymuje, każdy w końcu wymięka. Czy ja też wymięknę za pierwszym lepszym zakrętem?
-Asia.-rozbrzmiał głos pana Maciejewicza.
-Słucham?- odpowiedziałam jeszcze zamyślona.
-Odpowiedz na pytanie, proszę.- powiedział to z taką miną, że od razu domyśliłam się, że prośba o powtórzenie pytania doprowadzi mnie do jedynki.
-A więc.. Emm. Yyy.- tak, jąkanie, nieodłączny element każdego ucznia. I właśnie w tym momencie przypomniał mi się moment, kiedy zaczynałam rozmyślać. Kongres wiedeński, tak, on pyta o kongres wiedeński.- Aaamm, Kongres Wiedeński to konferencja międzynarodowa przedstawicieli 16 państw europejskich trwająca około rok w Wiedniu.
-Dobrze!- uśmiech na twarzy pana magistra, ulga z mojej strony, a później zmiana wyrazu twarzy na przygnębioną- Tylko szkoda, że pytałam o to 20 minut temu! A teraz pytałem o całkowicie inną sprawę! Jedynka!
     Jak zwykle mój 'udany dzień w szkole' dobiegł końca. Na polu już ciemno, wszystko na następny dzień przygotowane, teraz zostałam sama z moimi myślami i kolejnymi snami. Czy one znowu przyniosą mi jakąś refleksję na długi okres czasu czy przyśni mi się książę z bajki, który przyjedzie do mnie na białym koniu?